środa, 12 maja 2021

Wywiad z autorką "Pakistańskiego wesela" - Mają Klepm

 "Tymczasem Pakistan, który może się pochwalić równie pięknymi zabytkami, zachwycającymi krajobrazami i tak naprawdę w niczym Indiom nie ustępuje, jest wciąż pomijany, osądzany, spychany na margines." ~Maja Klemp  



11 grudnia 2020 roku miała swoją premierę książka Mai Klemp pod tytułem “Pakistańskie wesele”. Obecnie pozycja na portalu lubimyczytać posiada ocenę 7,3/10, co bez wątpienia jest bardzo dobrym wynikiem. Ja sama oceniam książkę na mocne 8/10 i serdecznie polecam wszystkim - szczególnie tym, którzy lubują się w tematyce około arabskiej. Pamiętajcie jednak, że ta książka nie może być porównywana do książek takich autorów jak Laila Shukri czy M. Margielewski. “Pakistańskie wesele” to naprawdę dobry kawał literatury! 

 Ale zaraz, o czym właściwie jest “Pakistańskie wesele”? 

“Dziennik Mai jest subiektywnym portretem współczesnego pakistańskiego społeczeństwa i przestrogą dla wegetarian, którym marzy się wyprawa do tej części subkontynentu. Autorka niczym współczesna bajarka snuje opowieść językiem mówionym, bawi się słowem i skraca dystans. Odwiedzisz z nią inną kulturę, zdobędziesz szczyty Hindukuszu czy zapolujesz na perfumy w piwnicach Islamabadu. Poznasz jej Księcia i historię miłości, która pokonała różnice kulturowe oraz życie w różnych strefach czasowych. 

„Pakistańskie wesele” to wielobarwny opis ludzi, strojów i miejsc. Maja dzieli się refleksjami na temat aktualnych problemów, jak nierówności społeczne czy brak tolerancji. Lektura utwierdza w przekonaniu, że można podejść do innych łagodniej i bez uprzedzeń. Choć autorka nie pozostaje obojętna na uroki egzotycznych strojów czy biżuterii, którym równie chętnie poświęca uwagę, z nią możesz zajrzeć w głąb ludzkiej duszy.” 


Źródło: milosna-globalizacja.pl

Jakiś czas temu udało się mi się zadać Mai kilka pytań o książkę oraz pisarstwo, na które uzyskałam ciekawe odpowiedzi.  


Pytanie: Minęło już kilka dobrych miesięcy od premiery “Pakistańskiego wesela”. Książka okazała się bardzo dobra i co najważniejsze - rzetelna. Jak czujesz się teraz z tym faktem, że zostałaś pisarką? 

Maja: Dziękuję, że tak mówisz. Szczerze mówiąc, jak dowiedziałam się, że będziesz recenzować moją książkę, to przygotowałam się na najgorsze ;) Wiesz, ja długo się zastanawiałam, czy mogę nazywać się pisarką, czy tylko autorką. Wiem, że ty też zwracasz uwagę na to rozróżnienie, ja pierwszy raz spotkałam się z nim w książce Murakamiego. Tak naprawdę, wydanie jednej książki nie czyni z nikogo pisarza. Ale z drugiej strony, ja staram się pisać codziennie, prowadzę bloga, publikuję felietony, pracuję nad kolejną książką, miałam kilka mniejszych publikacji przed “Pakistańskim weselem”, więc postanowiłam sobie sama udzielić kredytu zaufania i pozwoliłam sobie na nazwanie się pisarką. I to jest cudowne uczucie. Chyba podczas mojej ostatniej podróży ktoś się mnie spytał, czym się zajmuję, po raz pierwszy odpowiedziałam wtedy, że “I’m a writer”. Przeżywałam to później przez kilka dni. Teraz już się z tym oswoiłam - mój mąż już dziesiątki razy powiedział komuś, że jego żona jest pisarką, a ja zaczynam w to wreszcie wierzyć.  


Pytanie: Jak czułaś się w chwili, gdy “Pakistańskie wesele” miało dopiero swoją premierę? 

Maja: Zdecydowanie bardziej, niż w momencie premiery “Pakistańskiego wesela”. Wtedy wszystko działo się na wariackich papierach, byłam przemęczona, przyjechałam akurat do Polski, miałam mnóstwo rzeczy do zrobienia w domu. W dodatku cały czas stres, że nie wyrobimy się z premierą przed świętami - wydawanie książek w czasach pandemii to nie jest rozrywka dla osób o słabych nerwach. Dlatego, mimo że fizycznie mogłam tej książki dotknąć, powąchać, pozachwycać się wydaniem i to wszystko w towarzystwie mojej najbliższej rodziny, nie do końca to do mnie docierało. Wiedziałam, że właśnie spełniły się moje marzenia, że to jest to, że powinnam wyć opętańczo ze szczęścia, ale byłam strasznie otępiała. Mam wrażenie, że teraz cieszę się dużo bardziej. Ostatnio dostałam propozycję udziału w festiwalu literackim i właśnie to zaproszenie chyba najbardziej mi uświadomiło, że osiągnęłam swój cel.  


Pytanie: Co sądzisz o swoich czytelnikach oraz o recenzjach, które możemy znaleźć chociażby na portalu lubimyczytać? Śledzisz na bieżąco opinie o swojej książce? 

Maja: Przede wszystkim bardzo się cieszę, że mam z czytelnikami dobry kontakt. Jest to jeden z nieoczekiwanych plusów promocji na mediach społecznościowych - to zdecydowanie skraca dystans i dzięki temu wiele osób pisze do mnie wiadomości prywatne. Daje mi to również możliwość poznania moich czytelników, nie są dla mnie masą anonimowych odbiorców, mają twarze konkretnych osób, a każda z nich szuka w mojej twórczości czegoś innego. Dla pisarza te informacje są bardzo cenne. Oczywiście można pisać tylko dla siebie, ale dla mnie integralną częścią uroku bycia pisarką jest właśnie możliwość “porywania” innych do mojego świata. Szczerze mówiąc nie śledzę recenzji na portalach zbyt uważnie - obiecałam sobie i swoim agentkom, że nie będę tego robiła. Dziewczyny zadeklarowały, że jak pojawi się coś wartego uwagi, będą mi to podsyłać. Na początku rzeczywiście ciągnęło mnie do sprawdzania. Przy pierwszej gorszej recenzji, z którą się nie zgadzałam, miałam ochotę się kłócić, dyskutować, wspiąć na wyżyny polemiki, ale… przede wszystkim nie każdemu musi się moja książka podobać. I to nie znaczy, że jest przez to zła. Jeśli wejdziesz na taki portal i wpiszesz tytuł swojej ulubionej książki, którą uważasz za dzieło doskonałe, prawie na pewno znajdziesz przynajmniej kilka złych ocen. Poza tym, zdecydowałam się na dosyć kontrowersyjny model promocji “Pakistańskiego wesela”, ryzykując tym samym hejt, który może dotknąć również książki. Nigdy nie będę wiedziała, czy ktoś ocenia moją książkę źle dlatego, że nie lubi mnie, czy dlatego, że przeczytał “Pakistańskie wesele” i nie przypadło mu ono do gustu. Dlatego nie zamierzam się przejmować nieprzyjemnymi opiniami. Chyba że zawierają one konstruktywną krytykę, to zupełnie coś innego. Tak naprawdę, twoja recenzja też nie była do końca pozytywna, ale zwróciłaś mi uwagę na kilka rzeczy, których sama nie zauważyłam. Na przykład, w moim odczuciu, w żadnym momencie nie wywyższam się nad Pakistańczykami, podchodzę z takim samym sarkazmem do nich, jak do siebie samej. Nie było również moją intencją wyśmiewanie się z islamu, ponieważ bardzo tę religię szanuję. Ale sam fakt, że ktokolwiek mógłby to tak odebrać, już powinien mi dać do myślenia. Nawet jeśli nie wpłynie to na zmianę mojego stylu, to przynajmniej zwiększy moją świadomość. Czasami jedna negatywna, ale sensowna uwaga daje więcej niż setki komplementów. Chociaż według mnie, pisarzowi potrzebne są obie te rzeczy - konstruktywna krytyka, żeby lepiej obrać kierunek i pozytywne recenzje, jako wiatr w żagle, który pozwoli szybko w tym kierunku popłynąć.  


Pytanie: Co właściwie skłoniło Cię do napisania książki o Pakistanie? Czy to chęć przekazania ludziom swojej historii, a może ukazanie tego prawdziwego Pakistanu? 

Maja: Do samego napisania, zdecydowanie chęć przekazania mojej historii, a właściwie opisania przygody, bo tak właśnie na to patrzę - jak na wspaniałą, nietuzinkową przygodę. Ale decydując się na publikację, chciałam skorzystać z okazji i w pewnym sensie odczarować Pakistan. Zauważ, że ten kraj jest cały czas demonizowany. Indie, w których również mamy do czynienia z atakami terrorystycznymi, z przemocą wobec kobiet, z gwałtami i z całym tym złem, za które z założenia nie lubimy Pakistanu, stały się jedną z najbardziej wymarzonych destynacji wśród turystów. Tymczasem Pakistan, który może się pochwalić równie pięknymi zabytkami, zachwycającymi krajobrazami i tak naprawdę w niczym Indiom nie ustępuje, jest wciąż pomijany, osądzany, spychany na margines. Nie mogę ukazać prawdziwego Pakistanu, ponieważ sama go tak naprawdę nie znam  - przecież dwa tygodnie to jest nic! Natomiast bardzo chciałam, żeby z mojej książki wyłonił się obraz ludzkiego Pakistanu. Nie złego, ale też nie lukrowanego - po prostu przystępnego kraju, w którym mieszkają ludzie, którzy wcale się tak od nas nie różnią. Mają swoje słabości, aspiracje, piękne i brzydkie strony. Więcej nas z nimi łączy, niż dzieli.  


Pytanie: Czy po tak długim czasie myślisz, że może pominęłaś coś ze swojej podróży, co chciałabym teraz dopisać do książki? A może na odwrót - może opisałaś coś, co wolałabyś z książki usunąć? 

Maja: Dzięki temu, że pisałam książkę na gorąco, zaraz po powrocie, udało mi się zachować właściwie wszystko. Do tego na etapie redakcji moje wydawnictwo bardzo mocno dociskało mnie o szczegóły, o opisy - warunków atmosferycznych, budynków, dekoracji - wszystkiego. Raczej nie zostało nic do dopisania. A czy bym coś usunęła? Nie sądzę. Ja się przywiązuję do każdego napisanego zdania, nie lubię cięcia tekstów. Chyba jeszcze bardziej niż podcinania włosów u fryzjera. Wiem, że to zabrzmi nieskromnie, ale uważam, że “Pakistańskie wesele” jest udanym debiutem. Oczywiście mogłoby być lepiej, niemniej jednak trzeba zostawić sobie trochę przestrzeni na rozwój ;) 


Pytanie: Jakie są Twoje plany na przyszłość względem kolejnych książek? Planujesz coś jeszcze wydać? 

Maja: Zdecydowanie tak! Pracuję obecnie nad drugą książką, idzie mi to trochę wolniej, niż bym chciała, ale nadal planuję skończyć ją w okolicach lata. Tym razem bez egzotycznych klimatów, skupię się na Polsce. Do Pakistanu być może wrócę w przyszłości - obiecałam najmłodszej szwagierce, że o jej ślubie też napiszę, więc to chyba nieuniknione. 


Pytanie: Czy masz jakieś ulubione momenty w swojej książce, do których szczególnie lubisz wracać? 

Maja: Wyprawa na północ. Podczas podróży to było dla mnie prawdziwe wytchnienie i zawsze, kiedy wracam do tych rozdziałów o Islamabadzie i Hindukuszu, znowu odczuwam tę samą ulgę. Opada ze mnie napięcie, prawie czuję to mroźne, czyste powietrze i po prostu się relaksuję. To jedno z moich ulubionych wspomnień podróżniczych w ogóle, nie tylko jeśli chodzi o wyprawę do Pakistanu opisaną w książce. Cieszę się, że udało mi się je w tej formie zachować i mam nadzieję, że czytelnicy mają podobne odczucia, kiedy po gonitwie i chaosie pendżabskiego wesela dochodzą do tych rozdziałów. Mam nadzieję, że podczas kolejnego wyjazdu do Pakistanu, uda mi się poznać i opisać więcej takich miejsc. 


Pytanie: Powiem szczerze, że pierwsze co wpada w oko, to przepiękna okładka “Pakistańskiego wesela”. Skąd taki pomysł na okładkę? 

Maja: Z głowy graficzki. A tak serio - ja od samego początku miałam swoje pomysły na okładkę, niestety nie przeszły. Poprosiłam tylko, żeby nie było zdjęcie stockowego, typu omdlewająca dziewica w wielkich, kudłatych ramionach roznegliżowanego szejka. Tego bym nie zniosła. Muszę przyznać, że miałam dużo szczęścia do wydawnictwa - moje zdanie było zwykle poważnie brane pod uwagę, czy to przy korekcie, czy przy oprawie graficznej. Wbrew pozorom nie jest to norma, wielu autorów widzi po raz pierwszy okładkę swojej książki dopiero po publikacji. Ja dostawałam projekty do wglądu. Pierwszy był naprawdę piękny, ale według mnie nie oddawał ducha książki. Wykorzystywał zdjęcie drzwi z ogrodu Shalimar (zdjęcie ostatecznie znalazło się w środku książki) i bardziej przywodził na myśl poważną książkę antropologiczną. Mniej więcej w tym samym czasie pewien polski fotograf z Nowego Jorku zaproponował mi sesję w klimatach orientalnych - podesłałam te zdjęcia do wydawnictwa, w razie, gdyby były potrzebne ilustracje do opisywanych przeze mnie kreacji. Kiedy zobaczyłam drugą propozycję okładki z wykorzystaniem zdjęcia z tej sesji, byłam w szoku. Kolory były zachwycające, do tego oko na okładce, czyli zasady neuromarketingu spełnione… tylko musiałam zapomnieć, że to jestem ja. W przeciwnym razie czułabym się chyba trochę niekomfortowo. Jak już zapomniałam, stwierdziłam, że piękniejszej okładki sama bym nie wymyśliła.  


Pytanie: Myślisz może, że Twoja książka może wzbudzać kontrowersje? W końcu piszesz o Pakistanie – kraju, który nie jest ikoną turystyki. 

Maja: Jestem przekonana, że je wzbudza. I to nie tylko sama książka, ale również mój blog. Co więcej, uważam, że to dobra rzecz. Z pragmatycznego punktu widzenia, kontrowersje sprzedają się najlepiej, ale tak naprawdę, to właśnie o kontrowersyjnych tematach warto pisać. Prowokować, rzucać wyzwania stereotypom. To dzięki temu, mówi się, że pióro - w dzisiejszych czasach klawiatura - ma moc zmieniania świata. Jeśli chociaż jedna osoba po przeczytaniu mojej książki zmieni zdanie o tej części subkontynentu, nabierze ochoty na poznanie Pakistanu, to już będzie ogromny sukces.  


Pytanie: Czy jest jakiś pisarz, który stanowi dla Ciebie autorytet? 

Maja: Zafón i Murakami. Ale to jest zupełnie inna bajka, inny styl pisania, inna forma opowieści. Zachwycają mnie, ale wiem, że nigdy nie będę pisać tak jak oni. Ja nie będę pisać książek epickich, to nie dla mnie. Chciałabym natomiast osiągnąć poziom Kevina Kwana - pisze o rzeczach pozornie błahych, ale robi to w taki sposób, że ja jako czytelniczka delektuję się każdym jednym zdaniem. Z polskich pisarzy bardzo lubię Annę Brzezińską, szczególnie jej książki fantasy. Są niezwykle liryczne, poruszają we mnie jakąś czułą strunę. Uwielbiam też soczysty język Zygmunta Miłoszewskiego - pamiętam, że jak czytałam “Gniew” zachwycałam się przede wszystkim jego metaforami i dbałością o szczegóły. A wychowałam się na książkach Joanny Chmielewskiej i chciałabym, żeby kiedyś, ktoś, czytając moje książki, cierpiał tak samo jak ja, próbując w komunikacji miejskiej powstrzymać jakoś dzikie wybuchy śmiechu.  


Pytanie: Czy ciężko jest wydać swoją pierwszą książkę? 

Maja: Z mojego doświadczenia wynika, że owszem. Zwłaszcza, jeśli uprzemy się na wydawnictwo tradycyjne. Wiele z nich z założenia nawet nie czyta propozycji od debiutantów. Konkurencja na rynku jest ogromna, o tym, co zostanie włączone do planu wydawniczego decyduje to, czy książka będzie się sprzedawała. Zresztą, sama widzisz, co zostaje publikowane w kategorii tzw. “książek arabskich”. W rezultacie półki w wiodących księgarniach zostają zalane przez kiepskiej jakości, wtórne potworki, a początkujący pisarze, nawet jeśli zdecydują się na self-publishing, mają minimalne szanse na wybicie się. Na szczęście, wydaje się, że popularność kont książkowych na instagramie i innych mediach społecznościowych, ma szansę to zmienić. 


Pytanie: Czy pogodzenie pisania z codziennymi obowiązkami było trudne? 

Maja: “Pakistańskie wesele” pisałam częściowo w pracy, udawało mi się przy tym utrzymać wysoki poziom produktywności, więc nie było z tym problemu. Natomiast bloga zaczęłam pisać już po przeprowadzce do Nowego Jorku, kiedy nie miałam stałego zatrudnienia, a obowiązki domowe ograniczone do minimum. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, jakbym mogła to pogodzić z normalną pracą na pełen etat, dlatego paradoksalnie doceniam ten zawodowy zastój.  


Pytanie: Jaką złotą myśl, radę, wskazówkę mogłabyś przekazać swoim czytelnikom? 

Maja: Bardzo banalną - nie uprzedzajmy się do wszystkiego, co obce. Wiesz, że ja kiedyś nie lubiłam pizzy, nawet jej nigdy nie próbując? Całe szczęście, że w końcu nie miałam wyjścia i zjadłam! Ale tak serio, nie hodujmy w sobie uprzedzeń, nie wierzmy we wszystko, co słyszymy. W miarę możliwości, weryfikujmy informacje. Może okaże się, że faktycznie coś jest złe i niefajne, a może będzie jak ze mną i pizzą? Dajmy sobie szansę poznawania świata i ludzi, zamiast ich z góry przekreślać.


Pytanie: Czy jest jeszcze coś, co chciałabyś dodać od siebie? 

Maja: Tylko tyle, że też uwielbiam lisy, ale to chyba już wiesz. I tym bardziej trzymam kciuki za Lisa w cylindrze! 


 

Aby odwiedzić blog Mai, nakliknij na obrazek ^^